Istotna dla naszej cywilizacji Księga informuje, że „na początku było słowo”. Tak to na polski język przetłumaczono, choć przecież chodziło o greckie logos oznaczające ideę, sens, racjonalność, porządek. Ale w starożytnym Rzymie językiem elit była greka, i tak też pierwotnie zapisano dzieje monoteistycznego świata – dlatego znaczenie istotnego pojęcia po wielokrotnym przekładzie mogło gdzieś się zamącić. Ale zawarta w tytule myśl, w istocie obrazoburcza, bliższa jest prawdzie niż się powszechnie uważa, szczególnie w naszym kraju (chodzi o bezzasadne kojarzenie słowiańszczyzny ze słowem).
Przywiązanie do słowa pisanego owocuje marginalizacją obrazu. Stale przypominam, że nasze „A” jest owocem przemian egipskiego obrazu głowy byka (Apisa?) przez pismo aramejskie, hebrajskie „alef”, arabskie „alif” i grecką „alfę”! Jest potomkiem obrazu! Językoznawcy znajdują podobne genealogie dla języków notowanych w odmiennych kulturach, jak pismo chińskie bądź hinduskie. Popłoch wywołany powracającą dominacją wartości obrazu w codziennym życiu jest nam, plastykom naturalnie obcy. Wiemy przecież, że obraz niesie często więcej treści niż tysiąc słów. Obrazem przecież jest znak drogowy i wszyscy wiemy, jakie niesie treści. Nie boczymy się na emotikony, nie uważamy pojęcia „cywilizacja obrazkowa” za inwektywę, bo ona trwa od zawsze. Zmieniają się formy i preferencje; dominacja słowa pisanego (w nadmiarze) musi ulec zasadom skrótów (znak czasu) – a nic tak szybko nie przekazuje myśli i uczuć jak obraz. Dzieła Łukasza Cranacha Starszego, bądź Vermeera van Delft to także nośniki przekazu, choć nie tak oczywistego. Uważa się, że to język dla wybranych, nie wynikający z dziedzictwa krwi, ale ze zwykłej wrażliwości, dostępnej w każdym środowisku i w każdym pokoleniu. Propaganda wartości religijnych adresowanych do niepiśmiennych zaowocowała wspaniałymi ilustracjami i freskami, co dziś nosi nazwę „biblia pauperum”. Podobnie zdarzyło się tutaj w ubiegłym wieku, gdy do nieprzygotowanych odbiorców wysyłano kino objazdowe. We wsiach bez sieci elektrycznej to była sensacja i atrakcja. A filmom, niezależnie od ich wartości, zawsze towarzyszyły plakaty: często wybitne dzieła sztuki, choć podle drukowane na podłym materiale. Ale Były. Oswajały ze współczesnością chyba lepiej niż zrzucane z balonów ulotki wysyłane z Wolnej Europy. Ówczesne władze znały i doceniały wartość agitacji obrazu. Cenzura, wobec „narodowego” uczulenia na słowo, nie zajmowała się zbyt gorliwie przekazem plastycznym. Tak się rodziła znana potem w całym świecie Polska Szkoła Plakatu. Henryk Tomaszewski, jeden z jej ojców, był absolwentem Wydziału Malarstwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i znał wartość rysunku! Jego prawą ręką, animatorem setek artystycznych akcji i popularyzatorem w całym cywilizowanym świecie był Mieczysław Wasilewski. On też wszystko zaczyna od rysunku, bo to przecież codzienny rytm życia, jak oddychanie. Znając ich obydwu jestem przekonany, że swobodne, spontaniczne rysunki Mieczysława wpływały na podobną swobodę Henryka, czym wyróżnia się późna twórczość mistrza. Jest przecież oczywiste, że reagujemy wzajemnie na siebie i nikt, kto zajmuje się edukacją artystyczną, kto żyje w społeczeństwie, nie ustrzeże się przed tym wpływem. Jedna z najistotniejszych myśli Zygmunta Baumana o „płynnej nowoczesności” jest dziwnie podobna do konstatacji Heraklita (zw. ciemnym) z Efezu, że cechą życia są zmiany: panta rhei, wszystko płynie.
Takie odruchowe rysowanie, z pozoru niekontrolowane, wychodzące, bywa, z przypadkowego kleksa, to ogromna wartość w każdym twórczym warsztacie. Świeżość i autentyzm bez zobowiązań to często impuls, bądź podpowiedź dla znakomitych realizacji. Świat się potem zdumiewa, skąd on bierze takie pomysły, skąd te zmysłowe skróty, kto tak narysuje oko i dłoń, relacje damsko-męskie. A Wasilewski wykorzystuje takie tam sobie rysuneczki, bez mała konferencyjne, których ma pełno wokół, bo sam je przecież w wolnych chwilach robi. Lucjan Motyka, minister kultury w PRL‑u, tym się wyróżniał, że był oburęczny: partyjne „nasiadówy” urozmaicał sobie pisząc oficjalne partyjne notatki, a drugą ręką rysował portrety komunistycznych bonzów. Całkiem udane.
Mieczysław Wasilewski korzysta ze skarbów nonszalanckiej notatki, którą prowadzi drogą skrótu do oszałamiających rezultatów. Świat kultury nawet w najdalszych krajach bez wątpliwości stawia Go wśród najlepszych. Kto ma tyle odwagi, by pokazać intymną tajemnicę sukcesu? Mamy oto szansę na rodzaj przyjaznej prywatności, przed jaką kryją się mali ludzie sukcesu (są tacy). W amerykańskiej kulturze zaistniało pojęcie inteligencji plastycznej. Trudno ją definiować dla zwolenników dominacji słowa, ale sama opisuje tych najlepszych wśród nas, którzy „nie szukają, ale znajdują”. Opowieści o muzach i natchnieniu służą popularyzacji pracy twórczej. A czy inżynierowi albo uczonemu nie zdarza się znajdować rewelacyjne rozwiązanie, do którego trzeba potem dorabiać ścieżkę logiczną? W każdej dziedzinie można być twórcą albo wyrobnikiem. To sprawa wyboru i historycznych okoliczności. Trochę i talentu także. Miałem okazję w długim życiu poznać kilkoro ludzi prawdziwie wybitnych. Wszyscy oni wyróżniali się niezwykłą skromnością – niemal jak sokratejskie wiem, że nic nie wiem. Ta cecha dominuje w osobowości Mieczysława. Ogromne światowe uznanie, doświadczenie pracy w wielu krajach, w różnych kulturach, absolutny brak (częstego w naszej branży) narcyzmu – i zarazem pewność, że mimo coraz szybszego biegu czasu, wszystko co dobre wciąż jest przed Nim. Obydwaj urodziliśmy się tego samego dnia, ale On o rok wcześniej, obydwaj w miejscu i czasie zupełnie niestosownym: Warszawa pod okupacją i Wołyń tuż przed orgią nacjonalizmu. Ale nie narzekamy na los. Robimy to, co lubimy, poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, a wśród nich i tych, którym odpowiada nasz sposób wyrazu. Nasz Język. Czego chcieć więcej…
prof. Rafał Strent
WYWIAD Z MIECZYSŁAWEM WASILEWSKIM /czerwiec 2016
Urodzony 1 stycznia 1942 r. w Warszawie. W latach 1960–1966 studiował na Wydziale Malarstwa i Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, dyplom w pracowni prof. Henryka Tomaszewskiego. Zajmuje się plakatem, ilustracją, grafiką wydawniczą. Profesor Akademii Sztuk Pięknych i Akademii WIT w Warszawie, w obu uczelniach prowadzi Pracownię Projektowania Graficznego. Był wykładowcą na uczelniach artystycznych w Holandii, Syrii, Finlandii, Niemczech, Francji, Meksyku, Chile, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Iranie i Szwajcarii. Brał udział w kilkuset wystawach polskiego plakatu i ilustracji w kraju i za granicą. Uczestniczył w dziesiątkach międzynarodowych imprez sztuki plakatu. Laureat wielu prestiżowych nagród i wyróżnień w dziedzinie plakatu i grafiki wydawniczej.
Źródło: https://www.retroavangarda.com/mieczyslaw-wasilewski-rysunek-i-plakat/