Jarosław Kozłowski nie raz już rozprawiał na temat „hipokryzji obrazów”, których rola sprowadza się do zasłaniania ściany, udawania czegoś, czym nie są i, w gruncie rzeczy, odwracania uwagi od tego, co jest. Artysta wielokrotnie uwidaczniał biegłość sztuki w zasłanianiu, kamuflowaniu, maskowaniu. W najbardziej chyba spektakularny sposób robił to w wielkoformatowych akwarelach, w których nie dość, że niczego nie odsłania, to jeszcze skazuje widza naoglądanie własnego odbicia w lśniących powierzchniach oprawionych w pleksi prac. Wciąga odbiorców w grę odbić, przewrotnie grając z ich oczekiwaniami wobec obrazów.
W pracach Teresa Tyszkiewicz zakrywających wielkie połacie ścian, wszystko rozgrywa się na powierzchniach. Ani narracyjne, ani mimetyczne, zatrzymują wzrok na rozedrganych płaszczyznach wielkich powierzchni z równomiernym wzorem „utkanym” ze szpilek. Materie jej obrazów z niemal fizycznie odczuwalną ostrością metalowych szpilek domagają się dotyku. Artystka nie łudzi żadnymi iluzjami, wręcz wyprowadza doświadczenie odbiorcy poza percepcję wzrokową. Prezentowane prace z gęstwiną rytmicznie połyskujących szpilek wkłuwanych w płótna lub przylutowanych do blachy w namacalny sposób noszą w sobie ślady fizycznego wysiłku.
Tomasz Ciecierski z upodobaniem przypomina o substancjalności malarstwa, w szeregu rysunków i obrazów przeprowadzał swoistą inwentaryzację malarskich rekwizytów: sztalug, młotków, pędzli, słoików lub tubek z farbami. Na wystawie pokazuje obrazy montowane na deskach wyciętych z podłogi jego pracowni w Aninie i na patchworkowo połączonych kawałkach wykładziny z innej swojej pracowni. Na ich tle, tak jak w wieloelementowych kompozycjach „zbijanych”, konstruuje układy z małych, prostokątnych blejtramów z barwnymi pejzażami. Niemniej, kieruje nasz wzrok w dół, ku temu, co pod obrazem, ku resztkom farb, śladom po pracy nad kolejnymi płótnami.
Dla Andrzej Dłużniewskiego wizualność dzieła często była tylko załącznikiem do słów i tekstów. Niechętny ekspresji, uważał, że język należy „trzymać na wodzy”. Jego obrazy na szarym, niezagruntowanym płótnie stawały się płaszczyznami, na których rozgrywał relacje pomiędzy sensem słów, ich rodzajem gramatycznym i kolorami przypisanymi poszczególnym rodzajom. Przykładem tych wizualno-tekstowych gier są dwa obrazy z zaimkami wskazującymi, wielkie obrazy tyleż do oglądania, co do czytania. A samo pojęcie obrazu artysta przenicowywał w swoich wcześniejszych realizacjach, w których zazwyczaj sam obraz pozostawał nieobecny.
Źródło: https://fundacjaprofile.pl/poza-iluzja/