Charakter dziewczyńskich archetypów ucieleśnionych w twórczości Weroniki Guenther przypomina przytaczany przez Lauren Fournier literacki gatunek roman à clef. Fournier tłumaczy, że jest to rodzaj powieści szczególnie istotny dla autoteorii, ponieważ zakłada łączenie faktów z fikcyjnymi postaciami i wydarzeniami. Ujawnienie autentyczności tych powiązań staje się kluczem do dalszej interpretacji, tudzież dekodowania momentów autofikcji. Trudno powiedzieć skąd Guenther zapożycza panoramy metropolii – czy jest to widoczna z okna jej pracowni linia warszawskiego horyzontu, czy zapośredniczony przez kinematograficzne doświadczenie widok Manhattanu. Obrazy, które często zbliżają się do geometrycznej abstrakcji, pokrywa tytułami tekstów, nagłówkami z gazet, rzędami produktów – ich właściwa warstwa zostaje zasłonięta konsumpcyjnym, delirycznym powidokiem.

Artysta

  • Weronika Guenther

Miejsce

12.06.2025 - 01.08.2025
W trakcie

Guen­ther nakła­da fil­try fil­mo­wych i lite­rac­kich nar­ra­cji o kul­tu­rze made­mo­isel­le w wiel­kim mie­ście na kon­kret­ne sytu­acje i wła­sne doświad­cze­nia. Boha­ter­ki jej obra­zów, a raczej ich cie­nie, przy­wo­dzą na myśl kul­to­we It Girls zło­tych i srebr­nych ekra­nów: Bla­ir Wol­dorf z „Plot­ka­ry”, Andy Sachs z „Dia­beł ubie­ra się u Pra­dy”, Rebec­cę Blo­om­wo­od z „Wyznań zaku­po­ho­licz­ki”, Keirę Kni­gh­tley z rekla­my per­fum Coco Made­mo­isel­le Cha­nel… Por­tre­to­wa­ne posta­ci wpi­su­je w rzę­dy szyb biu­row­ców lub malu­je ich odbi­cie w witry­nie skle­po­wej, zamy­ka­jąc je w obrę­bie pro­sto­kąt­nych ryt­mów, jak­by kadro­wa­ła foto­gra­fie. Usta­wia ostrość men­tal­ne­go obiek­ty­wu na towa­ry w gablo­tach, szyl­dy, a potem robi niby-zdję­cie, na któ­rym gdzieś pomię­dzy dostrze­ga­my zarys ich syl­we­tek. Pro­por­cje płó­cien odpo­wia­da­ją for­ma­tom witryn, nakła­da­na gład­ko, lase­run­ka­mi, far­ba odno­si się do języ­ka rekla­my, obiek­ty i malar­stwo dopeł­nia­ją się wza­jem­nie, two­rząc spój­ną i nie­ro­ze­rwal­ną całość.

W nie­któ­rych przy­pad­kach nale­ży zasta­no­wić się kto gra tutaj głów­ną rolę – Guen­ther nie­mal­że sca­la sce­no­gra­fie spek­ta­kli z wystę­pu­ją­cy­mi w nich aktor­ka­mi. Na przed­sta­wie­nia nakła­da mono­gra­my, wzo­ry tka­nin, pamięt­ni­ko­we zapi­ski, któ­rych treść z tru­dem może­my prze­czy­tać. Nie mają one jed­nak zna­cze­nia, są wybla­kły­mi notat­ka­mi ze sfa­bry­ko­wa­nych wspo­mnień. Cza­sa­mi posta­ci z obra­zów poja­wia­ją się w reali­za­cjach prze­strzen­nych – zosta­ją na przy­kład ulo­ko­wa­ne w labi­ryn­cie z pude­łek po akce­so­riach eks­klu­zyw­nych marek. Taki zabieg przy­wo­dzi mi na myśl rekla­mę z 1991 roku z udzia­łem Vanes­sy Para­dis, w któ­rej fran­cu­ska pio­sen­kar­ka i aktor­ka odgry­wa rolę pta­ka uwię­zio­ne­go w klat­ce. Wero­ni­ka Guen­ther w podob­nym tonie opo­wia­da o zawar­tym w kon­sump­cjo­ni­zmie sprzę­że­niu znie­wo­le­nia z pra­gnie­niem.

Ope­ro­wa­nie roman­tycz­ny­mi fan­ta­zma­ta­mi i ich popkul­tu­ro­wy­mi tłu­ma­cze­nia­mi w prak­ty­ce Guen­ther nasu­wa tak­że sko­ja­rze­nie ze „Zło­ty­mi lata­mi 80” Chan­tal Aker­man. W 1986 roku bel­gij­ska reży­ser­ka nakrę­ci­ła musi­cal, któ­re­go akcja dzie­je się w pod­ziem­nym pasa­żu han­dlo­wym. Cen­trum usłu­go­we to miej­sce, w któ­rym boha­te­ro­wie fil­mu pra­cu­ją i bawią się, śpie­wa­ją i tań­czą, a przede wszyst­kim plot­ku­ją i flir­tu­ją. Posta­ci w jej fil­mie mie­rzą się ze swo­imi uczu­cia­mi, oddzie­le­ni welu­ro­wą zasło­ną przy­mie­rzal­ni dążą z tru­dem do ich wyzna­nia. Wal­ter Ben­ja­min twier­dził, iż „w każ­dej modzie jest coś ze zja­dli­wej saty­ry na miłość, w każ­dej cza­ją się bez­li­to­śnie wszel­kie sek­su­al­ne per­wer­sje, w każ­dej mnó­stwo jest tajem­nych opo­rów wobec miło­ści”. Nie bez powo­du fabu­ła fil­mu Aker­man zosta­ła ulo­ko­wa­na w takich oko­licz­no­ściach – film, akcen­tu­jąc bar­dziej muzycz­ny spek­takl, ani­że­li fabu­łę, opo­wia­da o sztucz­no­ści pro­jek­cji nor­ma­tyw­nej, dam­sko-męskiej miło­ści. O jej tęsk­no­tach, fan­ta­zjach, nadzie­jach i oba­wach, a tak­że nie­unik­nio­nych roz­cza­ro­wa­niach. 

Sam tytuł wysta­wy został zain­spi­ro­wa­ny kolo­rem archwial­nych pude­łek obu­wia Pra­dy – wyjąt­ko­wo pożą­da­nych przez praw­dzi­we fashion vic­tims. Moż­na go odczy­tać tak­że jako buń­czucz­ną grę z męsko­cen­trycz­nym kano­nem sztu­ki współ­cze­snej, mia­no­wi­cie para­fra­zę Yves Kle­in Blue. Idąc tym tro­pem, na insta­la­cje z pude­łek Cha­nel, Chri­stia­na Loubo­uti­na, Miu Miu czy Saint Lau­rent, moż­na spoj­rzeć jak na żar­to­bli­we cyta­ty z obiek­tów Donal­da Jud­da, pasy na obra­zach postrze­gać jako inkor­po­ra­cje dzieł Danie­la Bure­na, a uprosz­czo­ne ele­men­ty archi­tek­tu­ry z napi­sa­mi jako waria­cje na temat twór­czo­ści Eda Ruschy. 

Inter­pre­tu­jąc twór­czość Guen­ther w ten spo­sób, doty­ka­my kwe­stii maria­żu mody i sztuk wizu­al­nych oraz mecha­ni­zmów ryn­ko­wych, w któ­re uwi­kła­ne są obie dzie­dzi­ny. Char­lie Por­ter pisze, że „przez więk­szość cza­su, kie­dy mówi­my o związ­ku mię­dzy modą a sztu­ką, tak napraw­dę mówi­my o dwóch bran­żach, któ­re łączą się w poszu­ki­wa­niu zysku. Prze­ja­wia się to naj­czę­ściej we współ­pra­cy mię­dzy arty­sta­mi i pro­jek­tan­ta­mi, roman­sach przy­kry­tych welo­nem kre­atyw­no­ści, któ­re w rze­czy­wi­sto­ści mają na celu sprze­daż pro­duk­tu. Jest to napę­dza­ne postrze­ga­niem sztu­ki jako towa­ru, dobra luk­su­so­we­go”. Wero­ni­ka Guen­ther zda­je się doty­kać tych zagad­nień, bez jed­no­cze­snej potrze­by ich kry­tycz­ne­go opra­co­wa­nia. Akcep­tu­je je i sta­wia na jed­nej sza­li este­ty­kę uży­wa­ną we wła­snej twór­czo­ści i w bran­ży prét-à-por­ter. Dzie­ła artyst­ki komen­tu­ją sze­rzej ryn­ko­wą rze­czy­wi­stość. Wypo­wia­da­ny komen­tarz nie słu­ży kry­ty­ce sta­nu rze­czy. Cechu­je go raczej akcep­ta­cja i cie­ka­wość. Jest pró­bą ana­li­zy isto­ty kon­sump­cyj­ne­go pożą­da­nia, namięt­no­ści, któ­ra za nim stoi i samot­no­ści, któ­rą to pożą­da­nie zagłu­sza. 

Tekst: Fran­ci­szek Smo­rę­da

źró­dło: https://galeriamonopol.pl/pl/prada-blue/