Tysiąc lat ciemności. Średniowiecze kojarzy się z religijnym fanatyzmem, ignorancją i zacofaniem, krucjatami i heretykami palonymi na stosie, dogmatami i zabobonami. Problem w tym, że wieki ciemne to wynalazek renesansu i historia, którą stworzyła dla nas oświecona nowoczesność. I napisała ją tak, żeby sama sobie wydać się wybawieniem. Bliższe prawdzie zdaje się spojrzenie na średniowiecze, jak na czas ścierania się różnych idei i koncepcji, które nie tylko toczą ze sobą podskórną wojnę, ale też często istnieją obok siebie na równych prawach. Pogańskie rytuały mieszają się z chrześcijaństwem, a anatomia i biologia przenika się z ludową wyobraźnią. Nie odrzuca się przyjemności. Seksualność nie jest jeszcze nawet przypisana do ciała. I chociaż jak pisze Foucault religia sprawia, że grzeszność manifestuje się w formie wyznania i pokuty, to seksualne zakazy i represje pojawią się później. To jak chce Foucault, ale też John Boswell, jeszcze jeden produkt kapitalizmu. Taki sam, jak monopol władzy na prawdę.
Marcin Janusz

Miejsce

26.09.2024 - 09.11.2024
Zakończone

Mlecz­ne ciał­ka nie inte­re­su­ją się wiel­ki­mi nar­ra­cja­mi. Zresz­tą nigdy ich nie two­rzy­ły. Żyją poza sys­te­mem i domi­nu­ją­cym dys­kur­sem. Fascy­nu­ją je mikro­hi­sto­rie, aneg­do­ty i legen­dy, wszyst­ko to co roz­sa­dza homo­ge­nicz­ną wizję i pro­du­ku­je upra­gnio­ne momen­ty ulgi. Są tro­chę jak drol­le­rie, gro­te­sko­we rysun­ki malo­wa­ne na mar­gi­ne­sach ilu­mi­no­wa­nych kodek­sów. Mowa o slap­stic­ko­wych scen­kach i śmiesz­no-strasz­ne hybry­dach, ludzi­kach ujeż­dża­ją­cych peni­sy i wypi­na­ją­cych tył­ki albo kró­li­kach ćwiar­tu­ją­cych gotyc­kich ryce­rzy i gotu­ją­cych ich w wiel­kim kotle. Żart, maka­bra i abiekt. Cza­sem tym rysun­kom towa­rzy­szą też notat­ki — wyzna­nia skry­bów: „atra­ment jest rzad­ki” albo „na litość boską: daj­cie mi pić”. W ich świe­cie niko­go nie dzi­wi to, że odcię­ta gło­wa może nagle zro­snąć się z cia­łem, ręka wisiel­ca pali się niczym świe­ca, peni­sy rosną na drze­wach, zakon­ni­ce zbie­ra­ją je jak owo­ce z drzew, a fla­tu­li­ści mają taką kon­tro­lę nad jeli­ta­mi, że pier­dząc wygry­wa­ją na nich całe melo­dię. To cza­sy, w któ­rych wie­rzy się, że Zie­mia przy­po­mi­na wiel­ki ser poże­ra­ny przez roba­ki, dusza przy­bi­ta jest do cia­ła malut­ki­mi gwoź­dzia­mi, a gni­ją­ce sia­no koja­rzy się w takim samym stop­niu z wal­ką o wła­dzę, jak i miło­sny­mi igrasz­ka­mi. Marzy się też o podró­ży. Na przy­kład do mitycz­nej Kuka­nii, miej­sca w któ­rym nikt nie jest głod­ny i wszy­scy są szczę­śli­wi. W kra­inie pie­czo­nych gołąb­ków mosty zro­bio­ne są z cukru, w rze­kach zamiast wody pły­nie wino, a z drzew zwi­sa­ją pęta kieł­ba­sy. Nie ma tu wła­dzy, moral­no­ści, hie­rar­chii. Wbrew pozo­rom nie mamy tu do czy­nie­nia z innym świa­tem, ale jego inną mapą.

Tu cia­ła poży­cza­ją sobie toż­sa­mo­ści i żon­glu­ją ich opo­wie­ścia­mi, paro­diu­ją rela­cje wła­dzy i gra­ją z kar­na­wa­ło­wą wizją świa­ta na opak. Lepią swo­ją wła­sną wer­sję histo­rii i są queero­we, nawet jeśli jesz­cze nie wie­dzą co to zna­czy. Ba, nie mogą sobie tego nawet wyobra­zić. Opo­wia­da­ją o lan­gwe­doc­kim sło­wie „gay/​goia”, któ­re kie­dyś kodo­wa­ło roz­ko­szo­wa­nie się języ­kiem, radość i wol­ność podró­żu­ją­cych tru­ba­du­rów, związ­kach bra­ter­skich zawie­ra­nych w for­mie umo­wy przez oso­by tej samej płci, któ­re dzie­li­ły ze sobą chleb, wino i sakiew­kę. Czy homo­ero­tycz­nej poezji mni­chów afir­mu­ją­cej pięk­ne i deli­kat­ne cia­ła ich pla­to­nicz­nych kochan­ków. Zresz­tą klasz­tor jawi się tu jako miej­sce sek­su­al­nej wol­no­ści. Może nie bez powo­du „Wóz z sia­nem” Hie­ro­ni­ma Boscha, któ­ry jak pisze Wil­helm Fra­en­ger nale­ży czy­tać jako trans­owe doświad­cze­nie spo­łecz­nej uto­pii czy inspi­ro­wa­ny here­tyc­ki­mi rytu­ała­mi nagich Ada­mi­tów i Ada­mi­tek „Ogród roz­ko­szy ziem­skich”, powsta­ły wła­śnie na zamó­wie­nie klasz­to­ru. I może nie bez powo­du w powie­ści Rabe­la­isa, któ­rej pier­wo­wzo­rem była śre­dnio­wiecz­na legen­da o olbrzy­mie zja­da­ją­cym świat, uto­pią oka­zu­je się wła­śnie opac­two. Gro­te­sko­wy Gar­gan­tua, któ­re­go nie­po­skro­mio­ny ape­tyt kodu­je kry­ty­kę nad­mia­ru i obna­ża hipo­kry­zję wła­dzy, po wygra­nej woj­nie, budu­je Thélème. Jedy­ną regu­łą klasz­to­ru jest: “rób co chcesz”. To miej­sce bez przy­mu­sów i ogra­ni­czeń. I co zna­czą­ce, bez murów. Na mar­gi­ne­sie biblij­na histo­ria o Sodo­mie, zanim sta­ła się pre­tek­stem do sek­su­al­nych repre­sji, czy­ta­na była przede wszyst­kim w kon­tek­ście zamknię­cia i spo­łecz­nej izo­la­cji. Jej głów­nym grze­chem nie była nie­mo­ral­ność, ale wła­śnie nie­go­ścin­ność jej miesz­kań­ców. Jak chce Gar­gan­tua: lepiej żeby ludzie myśle­li, że jestem mar­twy, niż żeby myśle­li że jestem głod­ny.

***

Wysta­wa bar­dziej niż o śre­dnio­wie­czu, opo­wia­da o jego zapo­mnia­nych i wypar­tych mar­gi­ne­sach. Krą­ży wokół śre­dnio­wiecz­ne­go ima­gi­na­rium zwią­za­ne­go z sek­su­al­no­ścią, queer i gro­te­ską. Bawi się chrze­ści­jań­ską i here­tyc­ką iko­no­gra­fią, este­ty­ką drol­le­rii z ilu­mi­no­wa­nych kodek­sów i fan­ta­stycz­ny­mi wizja­mi Hier­no­ni­ma Boscha. Nawią­zu­je do alche­micz­ne­go manu­skryp­tu Woj­ni­cza, sek­ty Ada­mi­tów, któ­rzy cele­bro­wa­li raj­ską nagość cho­wa­jąc się w jaski­niach i sto­do­łach, oraz do biblij­nej histo­rii o Sodo­mie, któ­re na prze­strze­ni wie­ków sta­ła się spo­so­bem sys­te­mo­we­go wyklu­cza­nia. Mlecz­ne ciał­ka to nie tyl­ko queero­wa­nie histo­rii, ale też pró­ba odzy­ska­nia innych ciał i innych prze­szło­ści, takich któ­re zosta­ły wyma­za­ne, bo jak chce Foucault, zagra­ża­jąc wła­dzy nad życiem, roz­sa­dza­ły wizję nowo­cze­sne­go świa­ta.

Tytuł wysta­wy zapo­ży­czo­ny został z poema­tu Mar­bo­diu­sa dla któ­re­go pra­gnie­nia nie są grzesz­ne. Jesz­cze. Śre­dnio­wiecz­ny mnich i biskup Ren­nes ofi­cjal­nie potę­piał sto­sun­ki sek­su­al­ne, któ­re nie słu­ży­ły pro­kre­acji, jed­no­cze­śnie jed­nak w poezji dawał upust swo­im homo­ero­tycz­nym fan­ta­zjom – ado­ro­wał pięk­no męskie­go cia­ła i cele­bro­wał wła­sne pożą­da­nie. Na wysta­wie poka­zu­je­my m.in. tryp­tyk z sur­re­ali­stycz­ny­mi wizja­mi raju, pie­kła i Zie­mi, inspi­ro­wa­ny gro­te­ską witraż i cykl obra­zów, któ­re pozwa­la­ją się czy­tać podob­nie jak opo­wieść o żar­łocz­nym Gar­gan­tui, jako paro­dia mitu – podró­ży w poszu­ki­wa­niu inne­go życia i jed­no­cze­śnie kry­ty­ka spo­łecz­no-poli­tycz­ne­go porząd­ku. Wszyst­ko to przy­sy­pa­ne jest sia­nem sym­bo­li­zu­ją­cym boschow­ską wal­kę o wła­dzę. Zmien­no­kształt­ną mate­rią, któ­ra jak chce ludo­wa tra­dy­cja posia­da magicz­ną moc – odga­nia złe duchy, chro­ni, cho­wa i odsła­nia. Zawie­ra w sobie pamięć cia­ła i cia­łek.

kura­tor­ka: Anna Bat­ko

Mece­nas wysta­wy: House of Dia­mond

źró­dło: https://leto.pl/pl/wystawy/391-marcin-janusz-mleczne-cialka?offset=1