Mleczne ciałka nie interesują się wielkimi narracjami. Zresztą nigdy ich nie tworzyły. Żyją poza systemem i dominującym dyskursem. Fascynują je mikrohistorie, anegdoty i legendy, wszystko to co rozsadza homogeniczną wizję i produkuje upragnione momenty ulgi. Są trochę jak drollerie, groteskowe rysunki malowane na marginesach iluminowanych kodeksów. Mowa o slapstickowych scenkach i śmieszno-straszne hybrydach, ludzikach ujeżdżających penisy i wypinających tyłki albo królikach ćwiartujących gotyckich rycerzy i gotujących ich w wielkim kotle. Żart, makabra i abiekt. Czasem tym rysunkom towarzyszą też notatki — wyznania skrybów: „atrament jest rzadki” albo „na litość boską: dajcie mi pić”. W ich świecie nikogo nie dziwi to, że odcięta głowa może nagle zrosnąć się z ciałem, ręka wisielca pali się niczym świeca, penisy rosną na drzewach, zakonnice zbierają je jak owoce z drzew, a flatuliści mają taką kontrolę nad jelitami, że pierdząc wygrywają na nich całe melodię. To czasy, w których wierzy się, że Ziemia przypomina wielki ser pożerany przez robaki, dusza przybita jest do ciała malutkimi gwoździami, a gnijące siano kojarzy się w takim samym stopniu z walką o władzę, jak i miłosnymi igraszkami. Marzy się też o podróży. Na przykład do mitycznej Kukanii, miejsca w którym nikt nie jest głodny i wszyscy są szczęśliwi. W krainie pieczonych gołąbków mosty zrobione są z cukru, w rzekach zamiast wody płynie wino, a z drzew zwisają pęta kiełbasy. Nie ma tu władzy, moralności, hierarchii. Wbrew pozorom nie mamy tu do czynienia z innym światem, ale jego inną mapą.
Tu ciała pożyczają sobie tożsamości i żonglują ich opowieściami, parodiują relacje władzy i grają z karnawałową wizją świata na opak. Lepią swoją własną wersję historii i są queerowe, nawet jeśli jeszcze nie wiedzą co to znaczy. Ba, nie mogą sobie tego nawet wyobrazić. Opowiadają o langwedockim słowie „gay/goia”, które kiedyś kodowało rozkoszowanie się językiem, radość i wolność podróżujących trubadurów, związkach braterskich zawieranych w formie umowy przez osoby tej samej płci, które dzieliły ze sobą chleb, wino i sakiewkę. Czy homoerotycznej poezji mnichów afirmującej piękne i delikatne ciała ich platonicznych kochanków. Zresztą klasztor jawi się tu jako miejsce seksualnej wolności. Może nie bez powodu „Wóz z sianem” Hieronima Boscha, który jak pisze Wilhelm Fraenger należy czytać jako transowe doświadczenie społecznej utopii czy inspirowany heretyckimi rytuałami nagich Adamitów i Adamitek „Ogród rozkoszy ziemskich”, powstały właśnie na zamówienie klasztoru. I może nie bez powodu w powieści Rabelaisa, której pierwowzorem była średniowieczna legenda o olbrzymie zjadającym świat, utopią okazuje się właśnie opactwo. Groteskowy Gargantua, którego nieposkromiony apetyt koduje krytykę nadmiaru i obnaża hipokryzję władzy, po wygranej wojnie, buduje Thélème. Jedyną regułą klasztoru jest: “rób co chcesz”. To miejsce bez przymusów i ograniczeń. I co znaczące, bez murów. Na marginesie biblijna historia o Sodomie, zanim stała się pretekstem do seksualnych represji, czytana była przede wszystkim w kontekście zamknięcia i społecznej izolacji. Jej głównym grzechem nie była niemoralność, ale właśnie niegościnność jej mieszkańców. Jak chce Gargantua: lepiej żeby ludzie myśleli, że jestem martwy, niż żeby myśleli że jestem głodny.
***
Wystawa bardziej niż o średniowieczu, opowiada o jego zapomnianych i wypartych marginesach. Krąży wokół średniowiecznego imaginarium związanego z seksualnością, queer i groteską. Bawi się chrześcijańską i heretycką ikonografią, estetyką drollerii z iluminowanych kodeksów i fantastycznymi wizjami Hiernonima Boscha. Nawiązuje do alchemicznego manuskryptu Wojnicza, sekty Adamitów, którzy celebrowali rajską nagość chowając się w jaskiniach i stodołach, oraz do biblijnej historii o Sodomie, które na przestrzeni wieków stała się sposobem systemowego wykluczania. Mleczne ciałka to nie tylko queerowanie historii, ale też próba odzyskania innych ciał i innych przeszłości, takich które zostały wymazane, bo jak chce Foucault, zagrażając władzy nad życiem, rozsadzały wizję nowoczesnego świata.
Tytuł wystawy zapożyczony został z poematu Marbodiusa dla którego pragnienia nie są grzeszne. Jeszcze. Średniowieczny mnich i biskup Rennes oficjalnie potępiał stosunki seksualne, które nie służyły prokreacji, jednocześnie jednak w poezji dawał upust swoim homoerotycznym fantazjom – adorował piękno męskiego ciała i celebrował własne pożądanie. Na wystawie pokazujemy m.in. tryptyk z surrealistycznymi wizjami raju, piekła i Ziemi, inspirowany groteską witraż i cykl obrazów, które pozwalają się czytać podobnie jak opowieść o żarłocznym Gargantui, jako parodia mitu – podróży w poszukiwaniu innego życia i jednocześnie krytyka społeczno-politycznego porządku. Wszystko to przysypane jest sianem symbolizującym boschowską walkę o władzę. Zmiennokształtną materią, która jak chce ludowa tradycja posiada magiczną moc – odgania złe duchy, chroni, chowa i odsłania. Zawiera w sobie pamięć ciała i ciałek.
kuratorka: Anna Batko
Mecenas wystawy: House of Diamond
źródło: https://leto.pl/pl/wystawy/391-marcin-janusz-mleczne-cialka?offset=1